Witam,
pisałam wcześniej iż mam strasznie problematyczne włosy. Nie dość że wypadają, to jeszcze wciąż przetłuszczone oraz nieznośny łupież. Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. Od lutego postanowiłam zacząć dbać o włosy na poważnie.. długo nie widziałam żadnej poprawy. Aż do tego miesiąca. Zauważyłam że moje włosy mniej wypadają mało się przetłuszczają i co najcudowniejsze dużooo mniej łupieżu ^^ Jak to możliwe?
Kozieradkę kupiłam jak pisałam wcześniej wracając z majówki. Długo się zastanawiałam co z nią zrobić. Na początku miałam pić, ale jakoś nie byłam przekonana do tego pomysłu. Przed wszystkim sam zapach dla mnie nie wróżył nic dobrego ;p Czytałam wiele blogów aż natrafiłam na wpis Lady Snow na temat wcierki z kozieradki: http://good-morning-beauty.blogspot.com/2013/03/kozieradka-czyli-jak-przyspieszyc.html
To co przeczytałam 16 maja postanowiłam wcielić w życie, przygotowałam butelkę z atomizerem, w którą wlałam zaparzoną kozieradkę. Zauważyłam że po wcieraniu we włosy kozieradki ( nie potrafię wcierać w samą skórę głowy zawsze poleje na włosy ;p ) bardziej się kręcą i wydają się bardziej ożywione, wyglądają lepiej niż po samej odżywce. Mniej też wypadają, ale to chyba za wcześnie na kozieradkę?, liczę bardziej na suplement stosowany już od dłuższego czasu. W każdym bądź razie wszystko idzie do dobrą stronę.
Co do przetłuszczania i łupieżu: zauważyłam poprawę po stosowaniu Babydreamu pomieszanego z Facellem rozcieńczone naparem z herbat: białej,zielonej i czarnej oraz melisy (być może dodam coś jeszcze kiedyś). A wszystko dzięki Eve i jej wpisowi: http://blogeve-evel.blogspot.com/2013/05/pukanka-z-resztekfryzjerskie-kosmetyki.html. Sam Babydream jest dla mnie za "suchy" i strasznie plącze mi włosy dlatego dodaje do Facella, który za delikatnie oczyszcza mi włosy ;(
Zobaczymy co będzie dalej, nie liczę na przyrost bo nie chcę marzyć a potem się zawieść. Wydaje mi się iż moje włosy wogóle nie rosną :( Ale mam nadzieje że efekt który uzyskałam utrzymam :)
Źródło zdjęcia: http://www.e-zikoapteka.pl
niedziela, 26 maja 2013
piątek, 17 maja 2013
Ciekawostki ze Sri Lanki
Witam,
dziś o kolejnej książce,którą przeczytałam ^_^ I oczywiście podzielę się z Wami fragmentami. A mowa o:
Ciekawostki ze Sri Lanki:
1.Nazwa:
"Lanka w sanskrycie oznacza wyspę,a dodane do Lanki trzy litery Sri oznaczają jej godność i szlachetność." w języku polskim używana jest nazwa Cejlon na określenie wyspy na Oceanie Indyjskim,natomiast Sri Lanka jest państwem. "Ciekawe więc dlaczego Sri Lanka w języku polskim nie może oznaczać wyspy,skoro słowo lanka w sanskrycie to właśnie wyspa? Słowo Cejlon też pochodzi z sanskrytu (od oryginalnego sinhala)i w rożnych językach przybrało zbliżone formy(...)Problem polega na tym,że mieszkańcy Sri Lanki nigdy nie wybrali tej nazwy dla określenia swojej ojczyzny. Robili tow ich imieniu inni- najpierw starożytni Rzymianie i Grecy,a potem Portugalczycy,którzy przybyli na wyspę w 1505 roku. Później wyspę przejęli Holendrzy i Anglicy, którzy ogłosili jej włączenie do swojego imperium jako Dominium Cejlonu.
W 1972 roku, dwadzieścia piec lat po odzyskaniu niepodległości,oficjalnie zmieniono nazwę Cejlonu na Wolną, Suwerenną i Niepodległą Republikę Sri Lanki,a sześć lat później na Demokratyczną Socjalistyczną Republikę Sri Lanki. Słowo Cejlon kojarzyło się z najeźdźcami i narzuceniem obcej kultury..."
2. Ramayana:
Sri Lanka kojarzy się z poematem hinduskim pt" Ramayana","opowiadającym o przygodach księcia Ramy. To on właśnie podczas jednej z bitew toczonych ze złym demonem Ravaną,zdobył jego fortecę o nazwie Lanka." A wszystko zaczęło się od porwania ukochanej zony Ramy- Sity. Ah cudowna historia, jak byłam dzieckiem pamiętam że oglądałam film animowany pt" Ramayana" i długo była to moja ukochana opowieść ^^
3. O plantacjach:
" Wyspa słynie na cały świat z cejlońskiej herbaty,ale historia tego bogactwa zaczyna się na plantacji cynamonu.
W XVI wieku portugalskim żeglarzom udało się sprowadzić sadzonki cynamonu na Cejlon. Było to wielkie przedsięwzięcie,ponieważ wcześniej uprawa tej aromatycznej przyprawy była prawie całkowicie kontrolowana przez Arabów. Plantacje szybko się przyjęły i dawały dobre plony. Niestety na początku XIX wieku załamał się cynamonowy rynek i trzeba było szukać innych źródeł dochodu. Wtedy już na wyspie rządzili Anglicy.Ktoś wpadł na genialny pomysł, że łagodny klimat wzgórz, tropikalne słońce i odpowiednia ilość cejlońskiego deszczu tworzą doskonałe warunki do uprawiania kawy.
Wycięto sto tysięcy hektarów puszczy,żeby zrobić miejsce dla masowo przybywających inwestorów. Ceny w europie były wysokie, a moda na picie kawy rosła tak szybko, że trudno było nadążyć za z dostarczaniem świeżych ziaren. Z biznesowego punktu widzenia była to idealna sytuacja. Dlatego na Cejlonie rozpoczęła się gorączka kawy. Plony były fantastyczne. W 1860 roku ta niewielka wyspa stała się największym producentem kawy na świecie. Zyski plantatorów były kosmiczne. Wkrótce jednak okazało się,że równie ogromna była ich chciwość.
Kawę sadzono ciasno,żeby zmieścić jak najwięcej krzewów i zebrać z nich potem maksymalnie dużo owoców. Ziemi nie pozwolono odpoczywać. Po jednych zbiorach natychmiast planowano kolejne. Dla oszczędności miejsca zrezygnowano także z obsadzania upraw drzewami kakaowymi,bananowcami i bambusami,które rzucają konieczny cień. Kawa nie lubi zbyt mocnego słońca i najlepiej się czuje właśnie w towarzystwie drzew, które własnymi liśćmi osłaniają ją jak parasolem.
Pewnego dnia na Sri Lance pojawił sie zabójczy grzyb. Zaatakował plantacje kawy, z łatwością przenosząc się coraz dalej w głąb wyspy. Zniszczył nie tylko rośliny. W ciągu jednego sezonu upadły cejlońskie plantacje kawy, a także wielkie nadzieje i przedsięwzięcia, jakie były z nimi związane.
Przerażeni Anglicy bezsilnie patrzyli jak razem z zielonymi listkami marnieją także ich fortuny i perspektywy na przyszłość. Zwoływano nadzwyczajne narady i zebrania, szukano pomocy i lekarza, który potrafiłby uleczyć krzewy, ale wyrok był niezmiennie taki sam: Hemileia vastatrix, czyli rdza kawowa.
W tej tragicznej sytuacji plantatorzy mieli na tyle poczucia humoru, że chorobie niszczącej ich plantacje nadali imię "niszczycielska Emilka". A potem prawie wszyscy przedsiębiorcy spakowali walizki i uciekli z powrotem do Anglii. Na wyspie pozostało tylko czterystu, o największej odwadze i nadziei.
Postanowili odbudować plantacje kawy. Nie udało się Próbowali zainwestować w chininowce i drzewa kakaowe,ale też bez skutku.
Wyspa pogrążyła się w ciszy i zapomnieniu, a wycięte dżungle na wzgórzach miałyby szansę odrosnąć,gdyby nie to,że ktoś wpadł na kolejny pomysł i w miejscu kawy posadził herbatę.
4. O herbacie i jej odmianach:
" Zbieranie liści herbaty polega na tym, żeby z każdego krzaka zerwać tylko najmłodsze i najdelikatniejsze listki. Można je łatwo rozpoznać po tym, że są delikatnie jasnozielone i znajdują się na szczycie krzaka. Po zerwaniu tych dwóch liści trzeba podejść do następnego krzaka i znów zerwać dwa najjaśniejsze i najświeższe. Teoretycznie jest to łatwe zadanie. W praktyce jednak jest to starcie z herbacianym samurajem.
Krzew herbaty wcale nie jest subtelną rośliną obsypaną drogocennymi liśćmi. Jest to raczej ponury,twardy i zdrewniały krzak,którego dolna część jest pełna ostrych liści i gałęzi, które łatwo ranią i rozcinają ludzką skórę. Oprócz tych dwóch jasnozielonych listków na wierzchołku,które się zrywa na herbatę,na krzaku rośnie jeszcze kilkaset innych- gładkich, ciemnozielonych, grubych liści umieszczonych na sztywnych ,mocnych gałęziach. To one właśnie sterczą jak ostrza, tnąc ludzi z łatwością żyletek.
Herbata wcale nie jest łagodnym krzakiem w służbie człowieka. W rzeczywistości jest to drzewo,któremu człowiek nigdy nie pozwala dorosnąć. Kiedy herbaciane dziecko osiąga wzrost około metra,ludzie zaczynają go skubać. zrywają z jego wierzchołka dwa najmłodsze liście. Krzew natychmiast przystępuje do wypuszczenia dwóch nowych listków. Wyrastają mniej więcej w ciągu tygodnia.(...) W naturze drzewo herbaty osiąga nawet dziesięć metrów wysokości." Zbieraczka herbaty na Sri Lance zarabia 350 rubli lankijskich dziennie czyli około 10 złotych.
"Czarna, zielona i biała herbata powstają z tego samego krzewu. Różnica polega na sposobie ich traktowania po zbiorze:
-Czarna herbata jest jest więdnięta,miażdżona,fermentowana i suszona.
- Herbata Oolong jest więdnięta,wytrząsana i częściowo fermentowana.
Najbardziej naturalne bo niefermentowane i nie miażdżone lub obijane w żaden sposób są herbaty: zielona,biała i zółta
-Zielona herbata jest po prostu suszonymi liśćmi zerwanymi z krzaka.
-Biała herbata jest robiona nie z liści, tylko z nierozwiniętych pączków,które po zerwaniu zostawia się do zwiędnięcia,
potem suszy bez fermentowania.
-Żółtą herbatę podawano kiedyś tylko na dworze chińskiego cesarza.Robi się ja także z pączków ale świeżych, a nie
zwiędniętych, które od razu są wystawiane do odpowiedniego suszenia.
Ze stu kilogramów świeżych liści powstają 23 kg herbaty. na świecie produkuje się pięć milionów ton herbaty rocznie. Potrzeba do tego ponad dwudziestu milionów ton świeżych liści.
5. O Buddzie:
Budda przyszedł na świat jako książę czystej krwi. Kiedy był chłopcem, astrologowie dostrzegli w jego przyszłości niezwykłe wydarzenia,które miały zaprowadzić go z pałacu daleko w świat. Pewnego dnia książę wybiegł na drogę i zatrzymał się zdumiony na widok chorego włóczęgi. Nigdy wcześniej nie widział nieszczęśliwego człowieka. Nie zetknął się z cierpieniem, choroba ani śmiercią. Książę wrócił do pałacu nie mogąc przestać myśleć o tym, co zobaczył. Skąd bierze się smutek? Dlaczego ludzie cierpią, skoro powinni raczej być radośni i zadowoleni? gdzie w takim razie znajduje się sekret szczęścia? A potem spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy w mały tobołek i postanowił porzucić wszystko, co miał. Zostawił pałac,żonę i synka, i wyruszył w wielka podroż na poszukiwanie Prawy. Budda zatopił się w ascetycznej medytacji. Odmawiał sobie jedzenia i picia,wędrował po wioskach wsparty na kiju. Schudł tak bardzo, ze wyglądał jak szkielet obciągnięty sucha,białą skora. Ale odpowiedzi nie znalazł. Kiedy Budda miał trzydzieści pięć lat, czyli sześć lat po porzuceniu pałacu i rozpoczęciu wędrówki w poszukiwaniu prawdy, doznał olśnienia. Usiadł pod drzewem figowym w mieście Bodh Gaya w Indiach i nagle zrozumiał. Nie trzeba dążyć do przesadnego umartwiania się ani równie ekstremalnego bogactwa. Trzeba po prostu znaleźć równowagę i harmonie pomiędzy tym co mam, a tym czego sobie odmawiam. I tak odkrył drogę środka. A wkrótce potem siedząc pod figowcem doznał objawienia Prawdy Absolutnej.
Gdy budda umarł, zgodnie ze zwyczajem jego ciało zostało spalone na stosie ze sandałowego drzewa. Jednak zachował się jego lewy trzonowy ząb, był on podobno obdarzony cudowną mocą,dlatego wybuchały wojny o ząb. Wszystko na szczęście dobrze się skończyło, a świątynie zęba można zobaczyć na Sri Lance w mieście Kandy.
6.O papryczkach:
W Sri Lance dania doprawia się bardzo ostrymi papryczkami o nazwach: Amu Miris, Kochchi Miris i Maalu Miris. "Gospodyni w Sri Lance zużywa kilogram ostrych papryczek na miesiąc.
7. O przyszłości:
Większość małżeństw na Sri Lance aranżują rodzice. To ich zadaniem jest znalezienie odpowiedniej zony dla syna i męża dla córki.
Rady astrologa zasięga się we wszystkich ważnych sprawach: zaręczyn,ślubu,urodzin dziecka, ale także dnia, kiedy najlepiej kupić samochód,podpisać umowę,wyjechać na wakacje,wrócić z wakacji, rozpocząć prace,zwołać naradę,zorganizować konferencje,pójść do lekarza albo do dentysty.
Tekst wpisu pochodzi z książki Beata Pawlikowska- Blondynka na Sri Lance. Źródło obrazów:lubimyczytac.pl, http://www.lonelyplanet.com,http://www.suhaag.com, https://encrypted-tbn0.gstatic.com, greentealabel.blogspot.com, holidaycheck.pl, saaraketha.com, ladiva.pl
dziś o kolejnej książce,którą przeczytałam ^_^ I oczywiście podzielę się z Wami fragmentami. A mowa o:
Ciekawostki ze Sri Lanki:
1.Nazwa:
"Lanka w sanskrycie oznacza wyspę,a dodane do Lanki trzy litery Sri oznaczają jej godność i szlachetność." w języku polskim używana jest nazwa Cejlon na określenie wyspy na Oceanie Indyjskim,natomiast Sri Lanka jest państwem. "Ciekawe więc dlaczego Sri Lanka w języku polskim nie może oznaczać wyspy,skoro słowo lanka w sanskrycie to właśnie wyspa? Słowo Cejlon też pochodzi z sanskrytu (od oryginalnego sinhala)i w rożnych językach przybrało zbliżone formy(...)Problem polega na tym,że mieszkańcy Sri Lanki nigdy nie wybrali tej nazwy dla określenia swojej ojczyzny. Robili tow ich imieniu inni- najpierw starożytni Rzymianie i Grecy,a potem Portugalczycy,którzy przybyli na wyspę w 1505 roku. Później wyspę przejęli Holendrzy i Anglicy, którzy ogłosili jej włączenie do swojego imperium jako Dominium Cejlonu.
W 1972 roku, dwadzieścia piec lat po odzyskaniu niepodległości,oficjalnie zmieniono nazwę Cejlonu na Wolną, Suwerenną i Niepodległą Republikę Sri Lanki,a sześć lat później na Demokratyczną Socjalistyczną Republikę Sri Lanki. Słowo Cejlon kojarzyło się z najeźdźcami i narzuceniem obcej kultury..."
2. Ramayana:
Sri Lanka kojarzy się z poematem hinduskim pt" Ramayana","opowiadającym o przygodach księcia Ramy. To on właśnie podczas jednej z bitew toczonych ze złym demonem Ravaną,zdobył jego fortecę o nazwie Lanka." A wszystko zaczęło się od porwania ukochanej zony Ramy- Sity. Ah cudowna historia, jak byłam dzieckiem pamiętam że oglądałam film animowany pt" Ramayana" i długo była to moja ukochana opowieść ^^
3. O plantacjach:
" Wyspa słynie na cały świat z cejlońskiej herbaty,ale historia tego bogactwa zaczyna się na plantacji cynamonu.
W XVI wieku portugalskim żeglarzom udało się sprowadzić sadzonki cynamonu na Cejlon. Było to wielkie przedsięwzięcie,ponieważ wcześniej uprawa tej aromatycznej przyprawy była prawie całkowicie kontrolowana przez Arabów. Plantacje szybko się przyjęły i dawały dobre plony. Niestety na początku XIX wieku załamał się cynamonowy rynek i trzeba było szukać innych źródeł dochodu. Wtedy już na wyspie rządzili Anglicy.Ktoś wpadł na genialny pomysł, że łagodny klimat wzgórz, tropikalne słońce i odpowiednia ilość cejlońskiego deszczu tworzą doskonałe warunki do uprawiania kawy.
Wycięto sto tysięcy hektarów puszczy,żeby zrobić miejsce dla masowo przybywających inwestorów. Ceny w europie były wysokie, a moda na picie kawy rosła tak szybko, że trudno było nadążyć za z dostarczaniem świeżych ziaren. Z biznesowego punktu widzenia była to idealna sytuacja. Dlatego na Cejlonie rozpoczęła się gorączka kawy. Plony były fantastyczne. W 1860 roku ta niewielka wyspa stała się największym producentem kawy na świecie. Zyski plantatorów były kosmiczne. Wkrótce jednak okazało się,że równie ogromna była ich chciwość.
Kawę sadzono ciasno,żeby zmieścić jak najwięcej krzewów i zebrać z nich potem maksymalnie dużo owoców. Ziemi nie pozwolono odpoczywać. Po jednych zbiorach natychmiast planowano kolejne. Dla oszczędności miejsca zrezygnowano także z obsadzania upraw drzewami kakaowymi,bananowcami i bambusami,które rzucają konieczny cień. Kawa nie lubi zbyt mocnego słońca i najlepiej się czuje właśnie w towarzystwie drzew, które własnymi liśćmi osłaniają ją jak parasolem.
Pewnego dnia na Sri Lance pojawił sie zabójczy grzyb. Zaatakował plantacje kawy, z łatwością przenosząc się coraz dalej w głąb wyspy. Zniszczył nie tylko rośliny. W ciągu jednego sezonu upadły cejlońskie plantacje kawy, a także wielkie nadzieje i przedsięwzięcia, jakie były z nimi związane.
Przerażeni Anglicy bezsilnie patrzyli jak razem z zielonymi listkami marnieją także ich fortuny i perspektywy na przyszłość. Zwoływano nadzwyczajne narady i zebrania, szukano pomocy i lekarza, który potrafiłby uleczyć krzewy, ale wyrok był niezmiennie taki sam: Hemileia vastatrix, czyli rdza kawowa.
W tej tragicznej sytuacji plantatorzy mieli na tyle poczucia humoru, że chorobie niszczącej ich plantacje nadali imię "niszczycielska Emilka". A potem prawie wszyscy przedsiębiorcy spakowali walizki i uciekli z powrotem do Anglii. Na wyspie pozostało tylko czterystu, o największej odwadze i nadziei.
Postanowili odbudować plantacje kawy. Nie udało się Próbowali zainwestować w chininowce i drzewa kakaowe,ale też bez skutku.
Wyspa pogrążyła się w ciszy i zapomnieniu, a wycięte dżungle na wzgórzach miałyby szansę odrosnąć,gdyby nie to,że ktoś wpadł na kolejny pomysł i w miejscu kawy posadził herbatę.
4. O herbacie i jej odmianach:
" Zbieranie liści herbaty polega na tym, żeby z każdego krzaka zerwać tylko najmłodsze i najdelikatniejsze listki. Można je łatwo rozpoznać po tym, że są delikatnie jasnozielone i znajdują się na szczycie krzaka. Po zerwaniu tych dwóch liści trzeba podejść do następnego krzaka i znów zerwać dwa najjaśniejsze i najświeższe. Teoretycznie jest to łatwe zadanie. W praktyce jednak jest to starcie z herbacianym samurajem.
Krzew herbaty wcale nie jest subtelną rośliną obsypaną drogocennymi liśćmi. Jest to raczej ponury,twardy i zdrewniały krzak,którego dolna część jest pełna ostrych liści i gałęzi, które łatwo ranią i rozcinają ludzką skórę. Oprócz tych dwóch jasnozielonych listków na wierzchołku,które się zrywa na herbatę,na krzaku rośnie jeszcze kilkaset innych- gładkich, ciemnozielonych, grubych liści umieszczonych na sztywnych ,mocnych gałęziach. To one właśnie sterczą jak ostrza, tnąc ludzi z łatwością żyletek.
Herbata wcale nie jest łagodnym krzakiem w służbie człowieka. W rzeczywistości jest to drzewo,któremu człowiek nigdy nie pozwala dorosnąć. Kiedy herbaciane dziecko osiąga wzrost około metra,ludzie zaczynają go skubać. zrywają z jego wierzchołka dwa najmłodsze liście. Krzew natychmiast przystępuje do wypuszczenia dwóch nowych listków. Wyrastają mniej więcej w ciągu tygodnia.(...) W naturze drzewo herbaty osiąga nawet dziesięć metrów wysokości." Zbieraczka herbaty na Sri Lance zarabia 350 rubli lankijskich dziennie czyli około 10 złotych.
"Czarna, zielona i biała herbata powstają z tego samego krzewu. Różnica polega na sposobie ich traktowania po zbiorze:
-Czarna herbata jest jest więdnięta,miażdżona,fermentowana i suszona.
- Herbata Oolong jest więdnięta,wytrząsana i częściowo fermentowana.
Najbardziej naturalne bo niefermentowane i nie miażdżone lub obijane w żaden sposób są herbaty: zielona,biała i zółta
-Zielona herbata jest po prostu suszonymi liśćmi zerwanymi z krzaka.
-Biała herbata jest robiona nie z liści, tylko z nierozwiniętych pączków,które po zerwaniu zostawia się do zwiędnięcia,
potem suszy bez fermentowania.
-Żółtą herbatę podawano kiedyś tylko na dworze chińskiego cesarza.Robi się ja także z pączków ale świeżych, a nie
zwiędniętych, które od razu są wystawiane do odpowiedniego suszenia.
Ze stu kilogramów świeżych liści powstają 23 kg herbaty. na świecie produkuje się pięć milionów ton herbaty rocznie. Potrzeba do tego ponad dwudziestu milionów ton świeżych liści.
5. O Buddzie:
Budda przyszedł na świat jako książę czystej krwi. Kiedy był chłopcem, astrologowie dostrzegli w jego przyszłości niezwykłe wydarzenia,które miały zaprowadzić go z pałacu daleko w świat. Pewnego dnia książę wybiegł na drogę i zatrzymał się zdumiony na widok chorego włóczęgi. Nigdy wcześniej nie widział nieszczęśliwego człowieka. Nie zetknął się z cierpieniem, choroba ani śmiercią. Książę wrócił do pałacu nie mogąc przestać myśleć o tym, co zobaczył. Skąd bierze się smutek? Dlaczego ludzie cierpią, skoro powinni raczej być radośni i zadowoleni? gdzie w takim razie znajduje się sekret szczęścia? A potem spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy w mały tobołek i postanowił porzucić wszystko, co miał. Zostawił pałac,żonę i synka, i wyruszył w wielka podroż na poszukiwanie Prawy. Budda zatopił się w ascetycznej medytacji. Odmawiał sobie jedzenia i picia,wędrował po wioskach wsparty na kiju. Schudł tak bardzo, ze wyglądał jak szkielet obciągnięty sucha,białą skora. Ale odpowiedzi nie znalazł. Kiedy Budda miał trzydzieści pięć lat, czyli sześć lat po porzuceniu pałacu i rozpoczęciu wędrówki w poszukiwaniu prawdy, doznał olśnienia. Usiadł pod drzewem figowym w mieście Bodh Gaya w Indiach i nagle zrozumiał. Nie trzeba dążyć do przesadnego umartwiania się ani równie ekstremalnego bogactwa. Trzeba po prostu znaleźć równowagę i harmonie pomiędzy tym co mam, a tym czego sobie odmawiam. I tak odkrył drogę środka. A wkrótce potem siedząc pod figowcem doznał objawienia Prawdy Absolutnej.
Gdy budda umarł, zgodnie ze zwyczajem jego ciało zostało spalone na stosie ze sandałowego drzewa. Jednak zachował się jego lewy trzonowy ząb, był on podobno obdarzony cudowną mocą,dlatego wybuchały wojny o ząb. Wszystko na szczęście dobrze się skończyło, a świątynie zęba można zobaczyć na Sri Lance w mieście Kandy.
6.O papryczkach:
W Sri Lance dania doprawia się bardzo ostrymi papryczkami o nazwach: Amu Miris, Kochchi Miris i Maalu Miris. "Gospodyni w Sri Lance zużywa kilogram ostrych papryczek na miesiąc.
7. O przyszłości:
Większość małżeństw na Sri Lance aranżują rodzice. To ich zadaniem jest znalezienie odpowiedniej zony dla syna i męża dla córki.
Rady astrologa zasięga się we wszystkich ważnych sprawach: zaręczyn,ślubu,urodzin dziecka, ale także dnia, kiedy najlepiej kupić samochód,podpisać umowę,wyjechać na wakacje,wrócić z wakacji, rozpocząć prace,zwołać naradę,zorganizować konferencje,pójść do lekarza albo do dentysty.
Tekst wpisu pochodzi z książki Beata Pawlikowska- Blondynka na Sri Lance. Źródło obrazów:lubimyczytac.pl, http://www.lonelyplanet.com,http://www.suhaag.com, https://encrypted-tbn0.gstatic.com, greentealabel.blogspot.com, holidaycheck.pl, saaraketha.com, ladiva.pl
wtorek, 14 maja 2013
Pielęgnacja włosów w maju
Witam,
dziś o dwóch rzeczach, które używałam na włosach.
Pierwsza z nich to:
Kupiłam ją wracając z majówki kosztowała 23 złote.
Puder Brahmi został wyprodukowany przez markę Hesh.
O produkcie:
" Puder z liści Brahmi znany był od lat i używany do pielęgnacji włosów. Puder Hesh Brahmi wmasowywany w skalp, może pomóc wzmocnić cebulki włosowe oraz zredukować wypadanie włosów. Regularne stosowanie może pomóc zwalczyć łupież.
Czysty,naturalny i bezpieczny.
Składniki: Puder Brahmi 100% (Baccopa Monniera).
Nieperfumowany i nie zawiera substancji chemicznych."
Dalej mamy informacje o uczuleniach. Każdy wie o co chodzi ;p
Sposób użycia:
"Należy wsypać małą ilość produktu do miski,dodać trochę wody,aby utworzyć gęstą papkę.Delikatnie masować skalp opuszkami palców. Poczekać 15 do 20 min, po czym spłukać wszystko wodą."
Moje odczucia po pierwszym stosowaniu:
Trzymałam zieloną papkę chyba nawet więcej bo 30 minut, ciężko się zmywa, zostało mi trochę jej we włosach.Włosy były szorstkie więc dałam odżywkę,po płukaniu wydawały się czyste,jednak po wysuszeniu zauważyłam, iż nie wszystko się zmyło ;/ Następnym razem chyba użyje małej ilości szamponu.
Kolejną rzeczą jest maska na bazie miodu,żółtka oraz mleka,o której była mowa w poprzednim wpisie.
Przyznam,iż jestem średnio zadowolona. Wydaje mi się,iż zawinił tutaj miód, który skołtunił moje włosy co doprowadziło do zwiększonego wypadania. Jednak po wysuszeniu jest super: skręt loków jest- co mnie bardzo cieszy,włosy są miękkie, delikatne i sypkie ^_^
Czy spróbuję jeszcze raz? Z pewnością, ale wyeliminuje miód i zamiast mleka postaram się dodać jogurt,aby maska była gęstsza, a nie jak dziś spływała mi z włosów. Ale ja robię wszystko spontanicznie więc nie wiem, czy nie zapomnę kupić jogurtu ;p
dziś o dwóch rzeczach, które używałam na włosach.
Pierwsza z nich to:
Kupiłam ją wracając z majówki kosztowała 23 złote.
Puder Brahmi został wyprodukowany przez markę Hesh.
O produkcie:
" Puder z liści Brahmi znany był od lat i używany do pielęgnacji włosów. Puder Hesh Brahmi wmasowywany w skalp, może pomóc wzmocnić cebulki włosowe oraz zredukować wypadanie włosów. Regularne stosowanie może pomóc zwalczyć łupież.
Czysty,naturalny i bezpieczny.
Składniki: Puder Brahmi 100% (Baccopa Monniera).
Nieperfumowany i nie zawiera substancji chemicznych."
Dalej mamy informacje o uczuleniach. Każdy wie o co chodzi ;p
Sposób użycia:
"Należy wsypać małą ilość produktu do miski,dodać trochę wody,aby utworzyć gęstą papkę.Delikatnie masować skalp opuszkami palców. Poczekać 15 do 20 min, po czym spłukać wszystko wodą."
Moje odczucia po pierwszym stosowaniu:
Trzymałam zieloną papkę chyba nawet więcej bo 30 minut, ciężko się zmywa, zostało mi trochę jej we włosach.Włosy były szorstkie więc dałam odżywkę,po płukaniu wydawały się czyste,jednak po wysuszeniu zauważyłam, iż nie wszystko się zmyło ;/ Następnym razem chyba użyje małej ilości szamponu.
Kolejną rzeczą jest maska na bazie miodu,żółtka oraz mleka,o której była mowa w poprzednim wpisie.
Przyznam,iż jestem średnio zadowolona. Wydaje mi się,iż zawinił tutaj miód, który skołtunił moje włosy co doprowadziło do zwiększonego wypadania. Jednak po wysuszeniu jest super: skręt loków jest- co mnie bardzo cieszy,włosy są miękkie, delikatne i sypkie ^_^
Czy spróbuję jeszcze raz? Z pewnością, ale wyeliminuje miód i zamiast mleka postaram się dodać jogurt,aby maska była gęstsza, a nie jak dziś spływała mi z włosów. Ale ja robię wszystko spontanicznie więc nie wiem, czy nie zapomnę kupić jogurtu ;p
Etykiety:
hesh,
miód,
mleko,
puder brahmi,
włosy wlosy,
wypadanie pielegnacja pielęgnacja
sobota, 11 maja 2013
Jajko i miód
Witam,
Przeglądając youtube natrafiłam na dwie bardzo podobne maski do włosów:
oraz
Pytanie: która część jajka można używać w kombinacji z miodem? Czy można dodać całe jajko? Nigdy nie robiłam takiej maseczki więc jestem bardzo ciekawa, tym bardziej iż chce przeciwdziałać wypadaniu włosów... byłabym wdzięczna za komentarze pod tym wpisem.
Przeglądając youtube natrafiłam na dwie bardzo podobne maski do włosów:
oraz
Pytanie: która część jajka można używać w kombinacji z miodem? Czy można dodać całe jajko? Nigdy nie robiłam takiej maseczki więc jestem bardzo ciekawa, tym bardziej iż chce przeciwdziałać wypadaniu włosów... byłabym wdzięczna za komentarze pod tym wpisem.
niedziela, 5 maja 2013
Majówka
Witam,
wczoraj wróciłam z majówki.Na pogodę nie mogę narzekać, gdyż nie lubię kąpiel słonecznych i wolę niższe temperatury,szkoda tylko że padało,no cóż...nie można mieć wszystkiego. Odwiedziłam z moim chłopakiem Częstochowę, jak zawsze o tej porze roku ;p
Zwiedziliśmy Muzeum Zapałek,które nie wygląda zbyt profesjonalnie,znajduje się daleko od centrum i ciężko było je znaleźć. Za 10 złotych dostajemy bilet z możliwością godzinnego zwiedzania.
Co możemy zobaczyć? Przede wszystkim wystawę opakowań po zapałkach z całego świata. Zobaczyć projekcje trzyminutowego filmu „Pożar zapałczarni” z 1913 roku – najstarszy zabytek polskiej kinematografii, rzeźbę z opakowań po zapałkach tzw przeze mnie "wielkie zapałkowe igloo" oraz przenieść się w inne czasy, gdzie ujrzymy sprawną zabytkową linię technologiczną z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Zakupiona w ramach pożyczki zapałczanej uzyskanej w związku z utworzeniem Polskiego Monopolu Zapałczanego.
W ciągu roku zwiedzanie jest możliwe od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.00 do 15.00. W soboty i niedziele – grupy zorganizowane powyżej 10 osób po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym lub elektronicznym.
Więcej informacji na Stronie Oficjalnej: http://www.zapalki.pl
Oprócz muzeum oczywiście wybrałam się na spacer po sklepach kosmetycznych oraz zielarniach. Znalazłam bardzo fajne trzy miejsca:
-Sklep medyczno-zielarski na ulicy świętego Piotra 1,gdzie udało mi się nabyć mydlnicę oraz kozieradkę,które szukałam od dłuższego czasu.
-Stara Mydlarnia -Aleja Najświętszej Marii Panny 9,moje pierwsze bliskie spotkania z naturalnymi mydłami,jak się do takich przekonam może kupię. Strona na fb: https://www.facebook.com/pages/Stara-Mydlarnia-Cz%C4%99stochowa/363667570408560?ref=stream
-Onnanoko sklep kosmetyczny- Pl. Dzaszyńskiego 9/10,gdzie można kupić wiele fajnych rzeczy w tym hinduskie,rosyjskie oraz ukraińskie kosmetyki. Nie spodziewałam się,a ich asortyment powiększa się. Ja kupiłam Brahmi Powder ;) Bardzo jestem ciekawa tego produktu.
wczoraj wróciłam z majówki.Na pogodę nie mogę narzekać, gdyż nie lubię kąpiel słonecznych i wolę niższe temperatury,szkoda tylko że padało,no cóż...nie można mieć wszystkiego. Odwiedziłam z moim chłopakiem Częstochowę, jak zawsze o tej porze roku ;p
Zwiedziliśmy Muzeum Zapałek,które nie wygląda zbyt profesjonalnie,znajduje się daleko od centrum i ciężko było je znaleźć. Za 10 złotych dostajemy bilet z możliwością godzinnego zwiedzania.
Co możemy zobaczyć? Przede wszystkim wystawę opakowań po zapałkach z całego świata. Zobaczyć projekcje trzyminutowego filmu „Pożar zapałczarni” z 1913 roku – najstarszy zabytek polskiej kinematografii, rzeźbę z opakowań po zapałkach tzw przeze mnie "wielkie zapałkowe igloo" oraz przenieść się w inne czasy, gdzie ujrzymy sprawną zabytkową linię technologiczną z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Zakupiona w ramach pożyczki zapałczanej uzyskanej w związku z utworzeniem Polskiego Monopolu Zapałczanego.
W ciągu roku zwiedzanie jest możliwe od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.00 do 15.00. W soboty i niedziele – grupy zorganizowane powyżej 10 osób po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym lub elektronicznym.
Więcej informacji na Stronie Oficjalnej: http://www.zapalki.pl
Oprócz muzeum oczywiście wybrałam się na spacer po sklepach kosmetycznych oraz zielarniach. Znalazłam bardzo fajne trzy miejsca:
-Sklep medyczno-zielarski na ulicy świętego Piotra 1,gdzie udało mi się nabyć mydlnicę oraz kozieradkę,które szukałam od dłuższego czasu.
-Stara Mydlarnia -Aleja Najświętszej Marii Panny 9,moje pierwsze bliskie spotkania z naturalnymi mydłami,jak się do takich przekonam może kupię. Strona na fb: https://www.facebook.com/pages/Stara-Mydlarnia-Cz%C4%99stochowa/363667570408560?ref=stream
-Onnanoko sklep kosmetyczny- Pl. Dzaszyńskiego 9/10,gdzie można kupić wiele fajnych rzeczy w tym hinduskie,rosyjskie oraz ukraińskie kosmetyki. Nie spodziewałam się,a ich asortyment powiększa się. Ja kupiłam Brahmi Powder ;) Bardzo jestem ciekawa tego produktu.
Etykiety:
czestochowa,
kosmetyki naturalne,
muzeum zapalek,
onnanoko,
stara mydlarnia
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Welcome in my world..